niedziela, 6 października 2013

Część dziewiąta: "Błyskawica"



Na czarnym futrze światło wyglądało jak kilka białych, lśniących plamek. Odbijało się, falowało, znikało i za chwilę znów się pojawiało. Jeden ruch łapki wystarczył, by złapać natręta. Kot pochylił się nad swoją zdobyczą, która przed chwilą brzęczała nad kwiatami. Pszczoła jeszcze żyła. Desperacko machając skrzydłami, próbowała znów wzbić się w górę, z dala od ostrych zębów łowcy.
Ana z zaciekawieniem obserwowała zabawę kota. Niebo znów było czyste, bez skazy, a światło słońca nadawało polowaniu inny wymiar. Głębię. Łowca wyglądał niezwykle dostojnie. Każdy jego ruch był przemyślany, wykonany z gracją, o jaką nie można było podejrzewać zwykłe stworzenie. Kot dobił swoją ofiarę jednym płynnym ruchem. W jego wydaniu morderstwo wyglądało niemal pięknie. Jakby była to zapomniana dziedzina sztuki.
Trzask okiennic przywrócił Anę do rzeczywistości, z dala od snów i marzeń. Znów poczuła na swoich kolanach ciężar. Spojrzała w dół. Zobaczyła tylko kilka kartek papieru i najzwyklejsze pióro. Wydawało się jednak, że ważą ponad tonę. Sama ich obecność sprawiała, że Ana traciła dobry nastrój.
Nawet nie wiedziała, gdzie ona teraz jest. Wprawdzie zostawiła u Aleksa swój adres, ale kto ją tam wie? Wspomniała mu, że jeździ po całym świecie. Równie dobrze może teraz być w Egipcie i podziwiać piramidy. List może czekać tygodniami, latami, zanim ktoś się nim zainteresuje. A jeszcze dłużej nim ktoś  go przeczyta.
Wzięła do ręki pióro. Jej głowa była równie pusta, jak kartki, które miała zapisać. Kiedy ostatnio widziała Ewelinę? Chyba pod Warszawą. Dziewczyna nie chciała tam iść. Przewidywała, ze dojdzie do kolejnej bitwy i, cóż, nie myliła się. Wolała być jak najdalej od tej wojennej zawieruchy. Dla Any to było miejsce dobre jak każde inne. Z tego co wiedziała, miała tam jednak ciocię, której nie znała. I nadzieję. Wierzyła w to, że właśnie w stolicy znajdzie pomoc.
Żegnały się ze łzami w oczach. W końcu przebywały ze sobą kilka lat. Obiecywały sobie, że kiedyś się odnajdą. A teraz Ana znalazła się tu. Po licznych zakrętach i wywrotkach siedziała w tym ogrodzie. Minęło tyle lat i sama zauważała, jak bardzo się zmieniła. A kim jest teraz Ewelina?
Popatrzyła w dal nic niewidzącym wzrokiem. Widziała budynki otoczone dymem, jakby się paliły i swoją przyjaciółkę błagającą ją:
- Nie idź tam!
Wszystko przysłaniała jej przeźroczysta zasłona. Po chwili znów przytuliła Ewelinę i wyszeptała jej do ucha płaczliwym głosem:
-Muszę. Po prostu muszę.
Ruda pokiwała szybko głową. Jej gardło dławiły łzy, a z ust wydobył się cichy jęk. Ana z trudem oderwała się od dziewczyny i spojrzała jej prosto w oczy, nie zważając na niespodziewane, ciepłe łzy na swoim policzku. Uśmiechnęła się delikatnie.
-No idź. Bo się nigdy nie pożegnamy.
Patrzyła na nią jeszcze chwilę i odwróciła się gwałtownie. Zaczęła iść, najpierw powoli, a później coraz szybciej, jakby bała się, że jeśli stanie, to utknie w tym miejscu na wieki, zawieszona pomiędzy przyjaciółką a nadzieją na lepsze życie. Po raz pierwszy postępowała zgodnie ze swoim sercem i strasznie bała się konsekwencji tej decyzji. Gdy dotarła do bramy smród popiołów i kanalizacji uderzył ją w nozdrza. Odważyła się odwrócić na chwilę. Na krótki moment, żeby ją zobaczyć. Nie zauważyła nawet najmniejszej czarnej sylwetki. Przed nią rozciągało się krwawe niebo i zachodzące słońce, przysłaniane drzewami.
Tyle zmieniło się od tamtych chwil. Tylko niebo i słońce pozostały te same. Znów spojrzała na kartki. Podniosła pióro, niepewna słów, które chciała napisać. Jej ręka zadrżała. Ze stalówki skapnęła jedna kropla czarnego atramentu. Wsiąknęła w kartkę. Ana ze złością pogniotła papier i rzuciła na trawę. Obok jej krzesła leżało kilka podobnych kulek.
Uniosła głowę i spojrzała w niebo. Za chwilę miało się ściemnić. To była jej ukochana pora dnia. Szara godzina, kilka minut pomiędzy zachodem słońca a zmierzchem. Wszystko wtedy na krótką chwilę się zmieniało. Stawało się prawdziwe, takie, jakie miało być od zarania dziejów.  Kiedyś to była jedyna pora, w której stawała się sobą, przestawała grać. Teraz... nie wiedziała. Porządek jej życia został zburzony przez jedną uparta osobę.
Poznała ja w szkole. Zestresowana stawiała kolejne sztywne kroki na dziedzińcu. Jej oczy były wielkie, zajmowały niemal pół twarzy i były wypełnione strachem. Nagle poczuła, że ktoś na nią wpadł. Jakaś postać minęła ją szybko jak błyskawica. Przez chwilę mignęła jej tylko burza ognistorudych włosów. Ana jeszcze kilka sekund stała osłupiona, a potem ruszyła w dalszą drogę. Z chwilę miały się zacząć pierwsze zajęcia.
Gdy weszła do klasy, momentalnie wszystkie oczy zwróciły się w jej stronę. Na chwilę zapanowała cisza, a potem pomieszczenie wypełnił szmer. Ana stała w drzwiach, zmieszana. Nie wiedziała, co ma zrobić. Spojrzała rozpaczliwie na nauczycielkę, wzrokiem błagając ją o pomoc. Siedząca za biurkiem kobieta nie odezwała się jednak, tylko skinieniem ręki wskazała dziewczynie, że ma wejść do środka.
Gdy zajęła miejsce w jedynej wolnej ławce, spróbowała najpierw posłuchać, co ma do powiedzenia nauczycielka. Kobieta zwięźle ją przedstawiła, a następnie wróciła do przerwanej lekcji, na szczęście nie komentując spóźnienia swojej nowej uczennicy. Temat nie wydał się Anie zbyt zajmujący, więc postanowiła rozejrzeć się po klasie. Część widoku zasłaniała jej burza kasztanowych loków, z którymi nie mogła się rano uporać. Po odgarnięciu ich na bok, zauważył dziewczynkę siedzącą w sąsiednim rzędzie, odrobinę bliżej tablicy niż ona. Pierwszym, co rzuciło jej się w oczy, była niepowstrzymane morze ognia, które inni mogliby nazwać włosami. Płomienie na głowie nieznajomej ścigały się i walczyły o miejsce przy choćby najlżejszym ruchu głowy. Od razu rozpoznała w niej błyskawicę, która minęła ją kilka chwil temu. Nagle ruda, korzystając z nieuwagi nauczycielki, odwróciła się i spojrzała prosto na Anę. Uśmiechnęła się, odsłaniając białe, trochę krzywe zęby. Jej zielone oczy błyszczały iskierkami rozbawienia. Po chwili bezgłośnie wyszeptała: przepraszam.
Ana usłyszała dobiegające z oddali miauczenie. Odgłos stopniowo się przybliżał. W pewnym momencie spojrzała w dół. Czarny kot, którego nie tak dawno obserwowała, siedział obok jej stóp i patrzył na nią z oczekiwaniem. Dopiero po chwili zauważyła, że przy jego łapkach leży zabita mucha. Uśmiechnęła się, rozbawiona. Pochyliła się i pogłaskała czarnego łowcę. Ten niemal natychmiast zaczął mruczeć.
Ewelina była prawdziwym wulkanem. Nie istniał pomysł, na który by nie wpadła, miejsce, do którego by nie weszła i tajemnica, której by nie odkryła. Dotychczas spokojna i nieśmiała Ana nabrała przy niej odwagi. Po krótkim czasie obie stały się największymi zmorami nauczycielki, która próbowała je opanować. Bezskutecznie. Zawsze trzymały się razem. Szalone pomysły Eweliny wkrótce wypełniły umysł Any. Nierzadko były łapane przez opiekunkę w trakcie realizowania najdzikszych fantazji, na jakie mogą wpaść dwie dziesięciolatki. Dlatego tak często obie były karane. Ich kłótnie – bo przy ich wybuchowych temperamentach często się zdarzały – zazwyczaj trwały pięć minut. Później godziły się i natychmiast zapominały o sprawie. Przy osobie tak pełnej życia Ana rozkwitała. Czuła, ze znalazła przyjaciółkę na całe życie.
Ana spojrzała na swoje kolana. Miała na nich kilka stron zapisanych pięknie wykaligrafowanymi literami. W dłoni czuła ciężar pióra. Zakończyła list starannym podpisem. Znów spojrzała w górę. Tym razem zobaczyła usiane niezliczonymi gwiazdami granatowe niebo. Błyszczące punkciki na jej oczach tworzyły piękne kształty, które za chwilę rozpadały się, by się znów połączyć. Za sobą usłyszała skrzypnięcie drzwi i ciche kroki na trawie. Po chwili poczuła na swoich ramionach miękki, delikatny materiał. W ślad za nim na jej ramieniu spoczęła ciepła ręka.
- Nie jest ci zimno? – zapytał zatroskanym, matowym głosem.
Ana nie musiała się odwracać. Po prostu sięgnęła ręką do jego dłoni i uścisnęła ją lekko. Oboje spojrzeli w gwiazdy.
***
Mam ochotę zapaść się w najgłębszą dziurę na całej tej planecie i  zostać tam na wieki, tak się wstydzę. Nie dość, że długi czas nie zamieszczałam kolejnej części, to jeszcze nie komentowałam żadnego z waszych blogów. Wstyd! Mogłabym to wszystko zwalić na szkołę i byłaby to po części prawda, bo musiałam się przyzwyczaić do nowego planu dnia. Jednak lwią część tej winy ponosi moje lenistwo. No niestety, taka prawda. Mam więc nadzieję, że mi wybaczycie i że w miarę szybko uda mi się nadgonić wasze blogi. 

5 komentarzy:

  1. Warto było czekać <33333
    Twoja opowieść wciąga mnie coraz bardziej!!!
    Cieszę się, że nareszcie wróciłaś do świata blogsfery, bo przyznam, że odświeżałam blogspot w nadziei, iż coś się pojawi i nareszcie się doczekałam :D
    Pozdrawiam, Ludum :*

    P.S. Oczywiście zapraszam na straznicy-czasu.blogspot.com mam nadzieję, że szybko i bezboleśnie przebrniesz przez to bagno mojej twórczości i poznam Twoje zdanie na temat mojego bloga xd

    OdpowiedzUsuń
  2. No nareszcie! Ty wiesz jak szalałam, bo nie dodawałaś tej notatki, ale postaram się puścić to w zapomnienie, ponieważ rozdział jest fantastyczny. Czysta przyjemność w końcu zagłębić się w tą historię. Wreszcie poznaliśmy Ewelinę, a przy okazji Alex pojawił się na końcu.
    Robi się coraz ciekawiej i mam szczerą nadzieję, że na następny rozdział nie trzeba będzie tyle czekać.
    A propos! Szablon jest przepiękny i doskonale pasuje do nastroju Twojego bloga. Uwielbiam go!
    Chyba to wszystko co miałam do napisania, więc pozostaje mi tylko życzyć duuużo weny. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Doskonały rozdział. Tajemniczy, nieco melancholijny i po prostu... niesamowity. Chciałabym tak, jak Ty, budować taką atmosferę przepełnioną emocjami i przeżyciami, które tak bardzo oddziałują na Czytelników.
    Wreszcie dowiadujemy się więcej na temat relacji Ana-Ewelina. Widać,że dla głównej bohaterki, Ewelina była kimś bardzo istotnym. I wcale się nie dziwię. Mam nadzieję, że dojdzie do spotkania między nimi. Zapewne byłoby bardzo ciekawie.
    Pozdrawiam serdecznie i zapraszam do siebie :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Pierwsza rzecz, przepiękny szablon! Idealnie się komponuje z treścią.
    Druga, ja również chciałabym Cię przeprosić, że tak długo tutaj nie zaglądałam, ale jak sama rozumiesz, szkoła się zaczęła i trzeba było się trochę przestawić. Teraz czas nadrabiać wszystkie blogi :)
    Co do rozdziału - piękny. Jak zwykle tworzysz melancholijny nastrój w swoim opowiadaniu, co jest cudowne. Pozwolił oderwać się na chwilę od zamierzonego celu Twojej historii i pokazał relację Any z Eweliną, której podejrzewam będzie coraz więcej tutaj.

    OdpowiedzUsuń