Siedziała na kocu. Nad ich
głowami śpiewały ptaki, a na gałęziach pobliskiego drzewa ścigały się wiewiórki.
Słońce, teraz już wysoko na niebie, oświetlało całą okolicę, nadając jej barwy,
których Ana nigdy nie podejrzewała o istnienie.
Sięgnęła po kolejną kanapkę
zrobioną przez niego, starając się zamaskować swoje milczenie. Dalej czuła się
niezręcznie w jego towarzystwie. Nie wiedziała, czego się po niej spodziewał. Jednak
była spokojna. Jakby wielka burza szalejąca w jej umyśle nagle ustała. W głowie
miała kojącą pustkę. Rozkoszowała się tym, co było. Ciepłem promieni na jej
twarzy. Szumem liści przy najmniejszym powiewie. Cichutkim śpiewem ptaków
Przekomarzaniem się wiewiórek na gałęziach. A także... jego obecnością.
Świadomość, że Alex, z jakiegoś niezrozumiałego dla niej powodu chce jej pomóc
i troszczy się o nią, była niesamowicie kojąca.
Nie przeszkadzała jej cisza.
Lubiła chwile, w których mogła zatopić się w swoich myślach. Co prawda, przy
Aleksie było to trochę krępujące (bądź co bądź
był dla niej obcym człowiekiem), ale czuła się przy nim... pewnie. Jakby
mogła wreszcie zrzucić maskę, którą widziało już stanowczo zbyt wiele osób.
- Dlaczego nic nie mówisz? - on chyba
nie lubił ciszy. Jego glos zabrzmiał tak, jakby chciał nim przekrzyczeć ten
spokój.
Ana drgnęła i delikatnie uniosła głowę.
Jednak zamiast spojrzeć w jego twarz, zaczęła przyglądać się dolinie widocznej
ze wzgórza, na którym przebywali.
Jej nikła radość ulotniła się
wraz z dźwiękiem jego głosu. Przypomniał jej, dlaczego tu przyjechali, dlaczego
Alex chciał jej pomóc. A także to, że pojechała z nim z powodu chwilowego
kaprysu, a nie dlatego, że mógł cokolwiek dla niej zrobić.
- Z takiego samego powodu, co
ty-szepnęła wymijająco. Jej słowa uniósł podmuch wiatru i uczynił je niemal
niesłyszalnymi. Ale on miał dobry słuch.
Na chwilę znowu zapanowała cisza.
Ana upajała się tym momentem, bo wiedziała, że przesłuchanie tak szybko się nie
zakończy. Zawsze był niesamowicie uparty.
- Nie sądzę - spokojny głos mężczyzny
rozdzierał jej dobry nastrój kawałek po kawałku. – Myślę, że tu chodzi o coś
innego - miała wrażenie, że doskonale wiedział, iż nie chce z nim rozmawiać i
specjalnie się z nią drażni.
- O co miałoby mi chodzić? - tym razem
Ana odwróciła się w jego stronę. Czuła się, jakby grała w jakąś grę, której
zasad nie rozumie. Starała się zapanować nad irytacją, ale nie do końca jej to
wychodziło.
- Tego właśnie chcę się
dowiedzieć – brązowe oczy wpatrywały się w nią uporczywie, starając się
wyczytać coś z jej twarzy. – Ale ty mi tego nie ułatwiasz.
Spojrzała na niego próbując
znaleźć odpowiednie słowa. W głowie, zamiast kojącej pustki, miała istną
eksplozję. Bałagan myśli i uczuć, plączących się, łączących w jedno i
rozdzielających. Znów nie wiedziała, jak ma się zachować. Z jednej strony
czuła, że może powiedzieć mu cała prawdę, ale z drugiej... na co by mu się to
przydało? I tak nie zamierzała go do tego mieszać. Opowiedzenie całej historii
wywołałoby jedynie pytania, których tak
bardzo starała się uniknąć.
- Nie wiem, o co ci chodzi –
kolejna wymijająca odpowiedź. Spuściła wzrok. Z jakiejś irracjonalnej przyczyny
była zawstydzona. Ale od tylu lat znała jedynie ucieczkę. To była jej tarcza,
jej ochrona. Bez tego, co jej pozostaje?
- Ana, przerabialiśmy już to –
potarł skronie, wyraźnie zniecierpliwiony. – Po co tu przyjechałaś, skoro nie
chcesz ze mną chociaż porozmawiać? Dlaczego się zgodziłaś? – zapytał z
wyrzutem. Zrozumiała, że dała mu nadzieję.
- Po pierwsze: nie zgodziłam się
na to, żebyś mi „pomagał” – powiedziała mu, zirytowana. Wiedziała, że chciał ja
sprowokować do rozmowy, ale w tym momencie o tym nie myślała. – Po drugie: sam
chciałeś mnie tu przywieść. Czemu teraz masz do mnie pretensje?
Spojrzał na nią z urazą. W jego oczach dopatrzyła
się również smutku i żalu. Jeszcze przez chwilę jej się przyglądał. Potem
zerwał się gwałtownie i odwrócił się od niej. Stał przyglądając się dolinie.
Ana poczuła narastające poczucie winy. Pierwszy raz widziała go w takim
nastroju. Przygryzła wargę i wpatrywała się w niego z nadzieją. Między nimi
panowała nieprzyjemna, pełna napięcia cisza. Jeszcze kilka minut powitałaby ją
z ulgą. Nie wiedziała ile to trwało – minutę, godzinę? Zaczęła się wiercić,
zastanawiając się, jak zapytać go o drogę powrotną. W końcu znajdowali się
kilka kilometrów od najbliższej miejscowości. Nagle usłyszała jego ciche
westchnięcie. Po chwili zaczął mówić:
- Ja też na początku nie
wiedziałem, jak mam zacząć rozmowę z tobą. Myślałem tylko o tym, że chcę ci
pomóc-szepnął, nie odwracając się. Zdawało się, że mówił do siebie, ignorując obecność
Any. Uniósł głowę i spojrzał w niebo. Na chwilę zapanowała cisza. – Sam przeszedłem
przez to bagno. Wiem jak to jest codziennie widzieć ich twarze. Ja tez miałem
rodzinę – odwrócił się. Mówił tak, jakby
każde słowo przychodziło mu z trudem. Jego oczy były pełne smutku, ale również spokoju.
Zauważyła, że w środku już dawno pogodził się ze swoja przeszłością. Osiągnął
coś, czego ona nie umiała. – Dałem sobie z tym radę, ale zajęło to kilka bardzo
długich lat. I dlatego nie chcę, żebyś wciąż przez to przechodziła. Dlatego chcę
ci pomóc. – przykucnął. Patrzył prosto w jej oczy. Nie mogła oderwać od niego
wzroku. Do tej pory nie myślała o tym, ze on również miał problemy. Nagle zdała
sobie sprawę z tego, jaka była egocentryczką. Podczas gdy on troszczył się o
nią, ona myślała tylko o sobie. Poczuła zawstydzenie, ale także... nadzieję. Uśmiechnęła
się delikatnie.
- Dobrze więc. Co chciałbyś
wiedzieć.
Potarł brodę w zamyśleniu. Jego
palce ocierały się o zaczątki zarostu. Zaczął ostrożnie, jakby bał się ją
wystraszyć.
- Czy podczas... wojny poznałaś
kogoś z kim się zaprzyjaźniłaś?
Słońce. Śmiech dziewczynki.
Niezliczone piegi na jej twarzy. Rude, proste włosy powiewające jak flaga.
- Ewelina. Spotkałam ją w szkole,
do której posłali mnie wuj i ciocia. Nie miałam z nią kontaktu odkąd
rozstałyśmy się pod Warszawą. Pewnie zginęła – zakończyła ze smutkiem. Jednak Alex, zamiast zadawać kolejne pytania
lub chociaż wyrazić współczucie, wpatrywał się w nią w zadumie. Nagle
uśmiechnął się szeroko.
- Ewelina? Ewelina Czarniecka?
- Skąd to wiesz? - zapytało podejrzliwie.
Jednak w jej sercu zakiełkowała już nadzieja.
- Ależ Ano. Ewelina żyje i ma się
całkiem dobrze! – wykrzyknął z radością.
***
Na dzisiaj zaplanowałam piknik. Wiecie, na wspomnienie
odprężających czasów, gdy nie byliśmy zakuci w kajdany polskiego
szkolnictwa. Przepraszam, że czekaliście tak długo, ale wena łaskawie
powróciła dopiero kilka dni temu i udało mi się napisać ten rozdział
dosłownie w trzy dni. Standardowo proszę o komentarze i obiecuję, że
nadgonię każdego bloga :)