poniedziałek, 15 lipca 2013

Część czwarta: "Rehabilitacja trwa"



Szła ulicami starego miasta. Słońce ogrzewało jej plecy przykryte szalem i tańczyło na prostym, białym kapeluszu z szerokim rondem. Powoli stawiała kolejne kroki, skupiając się na balansowaniu na wysokich obcasach. Mijali ją kolejni ludzie, przepływali obok niej jak wielki, szary ocean, żaden z nich nie zdobył się na to, by wyjść z tego tłumu, nawet ona. Podążała z prądem.
Nie miała żadnego celu w swojej wędrówce, chociaż wiedziała doskonale, gdzie chce pójść. Stawiała krok za krokiem, zastanawiając się, czy jej nogi same ją tam poprowadzą. Wtedy miałaby wymówkę, wytłumaczenie, po co zmierza w miejsce, którego widok zrani ja ponownie. Teraz nie wiedziała dlaczego. Może ból zaczął sprawiać jej przyjemność?
Przymknęła oczy zaciskając dłonie w pięści. Nie, nie jest masochistką. Ona po prostu chce zakończyć tą sprawę definitywnie. Jak mówią, zerwać plaster za jednym zamachem. 
Przyspieszyła kroku. Chciała mieć już to za sobą, opowiadać o tym znajomym i śmiać się. Z siebie, ze swojej głupoty i swoich obaw. Przekrzykiwać wybuchy radości swoich przyjaciół zdaniami typu: Jak ja byłam głupia! To przecież nie było nic strasznego!
Ana doskonale jednak wiedziała, że nigdy tak nie powie. Nie o dzisiejszym dniu. W jej głowie panowała pustka zapełniana powoli jednym uczuciem: strachem. Chciała odwrócić się i pobiec, hen przed siebie, i nigdy już tutaj nie wracać.
Ale jej nogi wciąż stawiały krok za krokiem. Znowu zacisnęła dłonie w pięści, zmuszając się w ten sposób, by nie uciec. Jeden szczegół przy tym odwrócił jej uwagę. Dopiero teraz przypomniała sobie, że trzyma kwiaty. Zaśmiała się gorzko. Nawet o tym pomyślała. Paradoksalnie ten śmiech pozbawiony jakiejkolwiek cząstki wesołości dodał jej sił. Podniosła głowę i, bez zatrzymywania się, spojrzała w niebo.
Wciąż ją to przerażało. To nie ulegał wątpliwościom. Ale bardziej bała się tego, co się z nią stanie, jeśli tam nie pójdzie. Do tej pory codziennie budziła się z krzykiem z po strasznych snach wypełnionych krwią, płaczem i odorem kanalizacji. Co noc musiała tam wracać. Cofać się w czasie.  Przeżywać to od nowa i od nowa, widzieć to wszystko, co się wydarzyło. Chciała się od tego uwolnić.
Zatrzymała się. Dotarła do celu. Spodziewała się kolejnej fali wspomnień, nieuniknionej i przytłaczającej. Zamknęła oczy w obronnym geście. Tym razem jednak nie poczuła nic. Może to dlatego, że nic szczególnego nie łączy ją z tym miejscem?
Otworzyła oczy i uklękła. Przez chwilę trwała w bezruchu, a potem zamrugała i delikatnie położyła wieniec. Jeszcze przez jakiś czas pozostała w tym miejscu, w milczeniu wpatrując się w wytłoczony złotymi literami napis: „Cywilom, ofiarom nalotów na to miasto w latach 1939, 1941 i 1942, burmistrz, rada miasta i mieszkańcy w podziękowaniu za wiarę i odwagę”.
***
 Już po czwartej części. Niedługo wyjeżdżam nad morze, więc prawdopodobnie następna będzie nieco później niż zwykle, ale może dorwę się do Internetu i coś skrobnę. Jak zwykle proszę o komentarze i  dziękuje wszystkim osobom, które to czytają J

niedziela, 7 lipca 2013

Część trzecia: Czarne rzeki



Schowała twarz w dłonie, a gorące łzy żłobiły drogi w jej bladych policzkach. Zaniosła się cichym szlochem. Tym razem jednak nie poczuła delikatnego dotyku ręki na jej plecach ani kojącego głosu. Powoli podniosła głowę i spojrzała na okolicę. Znajdowała się w małym parku. Siedziała na starej, obdrapanej ławce, na której widniały liczne wyznania miłości, a nad nią splątane gałęzie tworzyły wzorzysty baldachim.
                Szybko złapała swoją małą torebkę i zaczęła przeszukiwać ją w panice. Nikt nie powinien zobaczyć jej łez zmieszanych z czarnym tuszem. Szybko otarła swoje oczy, mając nadzieję, że nie rozmazała go jeszcze bardziej. Musiała w końcu wziąć się w garść. Minęło ponad dwadzieścia lat!
                Szybko podniosła się z ławki i otrzepała swoją suknię z niewidocznych pyłków. Ruszyła wysypaną piaskiem drogą w stronę wyjścia. Nagle jej wzrok przyciągnęła pojedyncza sosna.
Stała samotnie na środku małej łączki. Wokół niej rosły wysokie trawy, a gdzieniegdzie kwitły kwiaty. Całość tworzyła bardzo idylliczny obraz, niemal jak z pocztówki.
Ana zaczęła przedzierać się w stronę drzewa, podskórnie czując, że widziała już to miejsce. Gdy położyła swoją rękę na korze, zalała ją fala wspomnień. Chciała cofnąć dłoń, ale nie mogła się poruszyć. Wpatrywała się urzeczona w sosnę, czując pod swoimi palcami wycięte litery. Delikatnie przesunęła palce, strzepując kurz, który zakrywał napis. Po chwili odczytała: A.+A. 1937 .
Przed oczyma stanęły jej dwie dziewczynki. Śmiały się. Jedna z nich trzymała w ręce scyzoryk. Delikatnie wycinała w młodym drzewku litery. Odsunęła się na chwilę podziwiając swoje dzieło, a potem uśmiechnęła się porozumiewawczo do drugiej, wyższej od niej o głowę. Stały przez jakiś czas w tej pozie, porozumiewając się bez słów. Tę ciszę nagle przerwał męski głos. Dziewczynki otrząsnęły się ze swoich snów. Obie odwróciły głowy i powoli, ociągając się, odeszły.
Ana z niedowierzaniem wpatrywała się w litery. Jak to możliwe, że ze wszystkich znanych jej miejsc nienaruszone pozostało jedynie to?  Szybko odwróciła się i odeszła, dokładnie tak samo, jak dwadzieścia lat temu. Tym razem jednak zamiast uśmiechu jej twarz zdobiły czarne strumienie łez. Nie dbała już o to. Jedyne czego chciała, to zapomnieć...
***
Koniec części trzeciej. W sumie sama nie wiem, czy mogę być z niej zadowolona, czy nie, więc ocenę pozostawiam wam. Za dwa tygodnie wybieram się nad morze, gdzie nie będę miała dostępu do internetu, więc na część piątą będziecie musieli prawdopodobnie dłużej poczekać, ale część czwartą dodam w terminie (za tydzień). Jak zwykle, proszę o zostawianie komentarzy. No i życzę wam miłych wakacji :)

poniedziałek, 1 lipca 2013

Część druga „Niechciane wspomnienia nigdy nie dają za wygraną”

             

Ogromne drewniane drzwi otworzyły się lekko, bez najmniejszego szmeru. Stukot kobiecych obcasów rozległ się po pustym kościele. Dźwięk odbijał się od wysokich ścian, zwiększając się wielokrotnie do tego stopnia, iż brzmiał jak pojedyncze wystrzały armatnie. Ana szła spokojnie, nie zwracając  uwagi na hałas, który sama tworzyła. Nie rozglądała się, wzrok miała zwrócony przed siebie, a spojrzenie nieobecne. Zatrzymała się dopiero przy stopniach prowadzących na ołtarz. Przejechała dłonią po drewnianych, starych balaskach, w których jakiś utalentowany twórca wyżłobił dwie litery „CI”*. W dzieciństwie często bawiła się w zgadywanie, co one oznaczają. Razem z Abigail wymyślały najróżniejsze rozwinięcia tych liter. Dwie małe dziewczynki, w takich samych sukienkach, klęczące przy balaskach i chichoczące cichutko w obawie, że siostra zakonna usłyszy ich śmiech. Ana potrząsnęła głową, zanim jakieś przykre wspomnienia przysłoniły te dobre, niewinne. Nie chciała pamiętać wszystkiego, co się tu zdarzyło.
                Z tą myślą bezwiednie skierowała się w prawą stronę. Jej twarz nie zmieniła wyrazu. Miała nałożoną kamienną maskę obojętności, skrywającą bezbrzeżny smutek i wszechogarniającą ją, otulającą jak koc, samotność.
                Przeszła jeszcze kilka kroków i obróciła się w stronę prawej nawy. Przed nią wisiał obraz Najświętszej Maryi Panny. Uśmiechała się, a jej łagodne oczy przeszywały Anę jak promienie rentgena. Wydawało się, że widzi jej duszę, dobre i złe rzeczy, które ją spotkały, a także te, które sama zrobiła. Przebijały się one przez kamienną maskę Any, sprawiały, że zamienia się w pył. Obraz przykryła jej cienka tafla szkła, a wargi zdawały się lekko drżeć.
                Ten obraz wyglądał dokładnie tak samo, jak dwadzieścia lat temu. Dwadzieścia bardzo długich lat. Kiedyś też stała w tym miejscu, wpatrując się w Jej oblicze, zamiast wysłuchiwać nudnego kazania. Po tragedii, która wstrząsnęła posadami jej uporządkowanego życia, nie chciała już tu wracać. To miejsce zawsze skłaniało ją do myślenia, a ona nie mogła już tego znieść. Prawie całe życie udawała, że nic się nie stało, chociaż ciągle miała przed oczyma krew, gruzy i cierpienie, tak namacalne, że zdawało się, iż otacza każdą żywą istotę.
                Odwróciła się. Chociaż właśnie przyjechała tu, by w końcu zmierzyć się z tą przytłaczającą prawdą, ciągle nie czuła w sobie wystarczającej siły. Jej wzrok padł na nowe okno. Wyraźnie odstawało od reszty, było większe i skromniejsze. Zamknęła oczy i szybko uciekła. Od kościoła, nowego okna, przeszywającego spojrzenia. Od siebie i od swoich wspomnień, których tak bardzo się bała.  Jeszcze przez chwilę rozbrzmiewało echo jej kroków, a potem kościół znów ogarnęła cisza.

***
*christus imperat
No i po części drugiej. Wiem, że nadal nie zaskakuje ona swoją wielkością, ale obiecuję solennie, że będzie się to poprawiało. Uprzedzam, że prawdopodobnie każda kolejna część tej miniaturki będzie wyglądała podobnie-to znaczy w formie opisu, ale z czasem pojawią się też dialogi. Mam nadzieję, że się wam podobało i proszę o zostawienie komentarzy. Każdy mnie cieszy i mobilizuje do dalszej pracy. :-)
EDIT Zamieszczam zabetowana wersję. Dziękuję -Cuddle z betowanie.blogspot.com za poświęcony mi czas i mam nadzieję, że nasza współpraca nie będzie jednorazowa :)

Część 1 „To tu”


Dla Ewy – za to, że pokazałaś mi, jak ważne są postacie drugoplanowe.
Dla Klaudii – za to, że byłaś odrobiną szaleństwa w codzienności.
Dla Marty – za to, że zawsze mnie wysłuchałaś, wszystko mogłam Ci powiedzieć.
Dziękuję dziewczyny. Za to, że jesteście. Bez was bym tego nie zrobiła.
               

     Powolnym krokiem przechodziła obok już dawno zrujnowanych budynków. Nagle zatrzymała się. Obiektem jej zainteresowania był ogromny, zniszczony gmach, jak każdy na tej ulicy. Jednak w jej oczach najwidoczniej wyglądał inaczej. Tak, ona widziała słońce, ludzi, bluszcz oplatający wschodnią ścianę. Słyszała głośny, niepowstrzymywany śmiech, czuła silną woń wiosennych kwiatów.
                Powoli zbliżyła się do progu. Przesunęła ręką po wytartych żłobieniach – w jej wspomnieniach pięknych i tajemniczych. Ostrożnie otworzyła spróchniałe drzwi, które zaskrzypiały ostrzegawczo. Spokojnie przeszła przez hol. W jej wnętrzu kłębiło się tyle emocji, że nie mogła znaleźć słów, by je opisać. Wyłapała jedynie żal, smutek i samotność. Zatrzymała się dopiero przed wiszącym lustrem na końcu korytarza. W brudnym odbiciu zobaczyła trzydziestoletnią, zmartwioną twarz, okoloną brązowymi lokami. Na głowie miała kapelusz. Brązowy, udekorowany złocistymi kwiatami – w rzeczywistości zrobiony z szarego materiału i ozdobiony białymi różyczkami. Ogarnął ją przejmujący smutek, tyle rzeczy się zmieniło. W lustrze zobaczyła odbicie przeszłości.
                Abigail właśnie zbiegała ze schodów, podskakując radośnie w brzoskwiniowej sukience. Zeskoczyła z czwartego stopnia i uśmiechnęła się radośnie, zanim delikatnie opadła na ziemię. Ciocia właśnie wychodziła z kuchni. Podbiegła do Abigail, wzięła ją w ramiona i wyszeptała do ucha: „Wszystkiego najlepszego, córeczko!”
                Ana z trzaskiem niezamkniętych drzwi wróciła do rzeczywistości. Rozejrzała się nieprzytomnie po domu i spostrzegła schody prowadzące na piętro. Niemal odruchowo, nie zważając na zagrożenie zawaleniem, ruszyła na górę po skrzypiących stopniach. Trafiła do pokoju na poddaszu, nawet w czasach świetności wiecznie zabałaganionego i zabrudzonego. Na ścianach zachowały się jeszcze ślady starych farb wujka, a na podłodze miotały się poruszane wiatrem stare szkice. Ana szybko podeszła do okna, by je zamknąć, ale okazało się, że wszystkie szyby zostały stłuczone. Pewnie przy wybuchu bomby, która uderzyła w sąsiedni dom.
                I tak stała, przy rozbitym oknie, piękna dziewczyna ubrana w drogą suknię i kapelusz, zupełnie niepasująca do tego zniszczonego świata.


***
No i po pierwszej części. Mam nadzieję, że wam się podobało. Następna część będzie najpóźniej za tydzień. Jest tam jeszcze kilka rzeczy, które muszę dopracować. I jeszcze raz proszę, jeśli ktoś znajdzie tego bloga i mu się spodoba, niech napisze komentarz. Chciałabym zobaczyć, że ktoś to chociaż przeczytał.
EDIT Zamieściłam zabetowaną wersję. Dziękuję -Cuddle za poświęcenie mi czasu i mam nadzieję, ze nasza współpraca nie będzie tylko jednorazowa :)

Cześć! Oto nowy blog i zupełnie nowe opowiadanie!

Jestem tu nowa i jeszcze nie do końca rozgryzłam, jak się tym wszystkim posługiwać, ale witam! Będę tu zamieszczać opowiadania i miniatórki stworzone przeze mnie i zawierajace moje postacie. Zacznę od mini opowiadania dotyczącego dziewczyny, którą w życiu spotkało coś naprawdę okropnego i teraz wraca do miejsca, w którym spędziła dzieciństwo. Nie chcę wam wszystkiego zdradzać, bo najlepsza jest w tym tajemnica :) Na początku może się wydać to wszystko zagmatwane i niejasne, ale szybko domyślicie się, o co chodzi ;) Acha i bardzo proszę o zostawianie komentarzy, bo są naprawdę ważne. Pierwszą część zamieszczę prawdopodobnie jutro:0