wtorek, 13 sierpnia 2013

Część szósta: "Sama?"

Błysk rozświetlił całe pomieszczenie, odsłaniając nagie, pozbawione ozdobników ściany i kilka mebli, rozrzuconych po pokoju w nieładzie, jakby ustawiała je dziewczynka bawiąca sie w dom. Nie było w tym żadnego porządku, jedynie czysty przypadek i chaos.
Ana zamknęła oczy i zaczęła cicho liczyć. Zagrzmiało, gdy doszła do pięciu.
Kiedyś bała się burz. Wzdrygała się przy każdym błyśnięciu. Gdy po kolejnym grzmotnięciu podciągnęła nogi i schowała twarz pomiędzy kolanami, poczuła delikatne muśnięcie dłoni na jej plecach. Przez jedną cudowną chwilę myślała, że to mama. Uniosła szybko głowę z nikłym uśmiechem na bladej jak papier twarzy i zaszklonymi oczami. Prawda szybko zatarła jej chwilową radość. Przed sobą miała twarz cioci. Była piękna, ale to nie była Ona. Kobieta zdawała się nie zauważać wyrazu rozczarowania w oczach dziewczynki. Z ręką wciąż na jej plecach pochyliła się i szepnęła wprost do ucha Any:
- Za chwilę będzie następny błysk. Kiedy go zobaczysz, zacznij liczyć. Każda sekunda to jeden kilometr. Tak daleko jest od nas burza.
Bursztynowe oczy dziewczynki zaświeciły się z ciekawości. Gdy błyskawica znów rzuciła światło na spowity ciemnością pokój, w którym się znajdowały, Ana zaczęła cichutko liczyć: raz, dwa, trzy, cztery, pięć, sześć... Jej szept wypełniał pomieszczenie, zakończając złowrogą ciszę. Wtem rozległ się potężny grzmot. Domem zatrzęsło, a dziewczynka podskoczyła w fotelu i delikatnie pisnęła. Dłoń cioci znowu odnalazła drogę na jej plecy i zaczęła ją uspokajająco głaskać.
- Spokojnie - odezwała się cichym, kojącym głosem. - Doliczyłaś do sześciu, więc burza jest aż sześć kilometrów stąd. Widzisz, nie ma się czego bać.
Ana powoli pokiwała głową. Tak, nie ma się czego bać. Dopóki ciocia jest z nią i mogą liczyć, to burza nie jest straszna. Kobieta jeszcze przez chwilę została ze swoją sześcioletnią siostrzenicą zastanawiając się, czy tym razem uśnie spokojnie.
Bo przecież nie ma się czego bać
Ana otworzyła oczy. Siedziała na dywanie, opierają głowę na zimnej ścianie. Kolana podciągnęła pod brodę, a rękami oplotła nogi, niemal tak samo, jak milion lat świetlnych temu. Drżała. Bała się. Nie burzy, tego lęku pozbyła się dawno temu. Nie innych rzeczy, których boją się "normalni ludzie". Utraty majątku, pozycji, a w końcu stracenia życia. Wszystkie te lęki wydawały jej się tak błahe, bezsensowne. Z możliwością stracenia wszystkiego pogodziła się dawno. Pewne... wydarzenia uświadomiły jej, że nic tak na prawdę nie trwa wiecznie. Więc dlaczego dalej się bała? Bo nie do końca w to uwierzyła. Jedna rzecz trwała całe jej życie i nie chciała się skończyć, pomimo tego, że już dawno nadszedł jej czas
Bała się samotności.
- Kochanie, chodź już - ciepła dłoń cioci złapała ją za rękę i pociągnęła delikatnie.
- Nie chcę - powiedziała cicho, płaczliwie. - Chcę zostać z nimi - dalej trwała w miejscu
Kobieta westchnęła i przykucnęła, by jej oczy znalazły się na poziomie oczu dziewczynki.
- To niemożliwe kochanie. Oni są już tam, w górze.
Tym razem dziecko pozwoliło się poprowadzić wąską dróżką. Z ręką dalej w ciepłej dłoni cioci przeszła kilka kroków, a potem zatrzymała się i na chwilę odwróciła głowę. Jeszcze przez chwile przyglądała się nagrobkowi. Po raz tysięczny tego dnia przeczytała: "Carol i Felix Burnett. Pokój ich duszom."
Kolejny błysk przywrócił ją do rzeczywistości. Znowu zaczęła liczyć: jeden, dwa, trzy, cztery, pięć, sześć, siedem, osiem, dziewięć... Zagrzmiało. Burza się oddalała.
- Ano, chodź tu na chwilkę - zabrzmiał głęboki, tubalny głos.
- Dobrze wujku - zawołała Ana. Po cichu zwróciła się do przyjaciółki: - Abigail, zaraz wracam.
- Tylko się pośpiesz-władczy ton dziewczynki śmiesznie kontrastował z jej ośmioletnią twarzą. Ana stłumiła parsknięcie i skierowała się do salonu.
- Tak, wujku? - zapytała nieśmiało. Wpatrzona w poważny wyraz twarzy mężczyzny, nie zauważyła swojej cioci siedzącej w fotelu przy kominku po jej prawej stronie.
- Mamy dla ciebie bardzo ważną sprawę, dziecko - wskazał jej kanapę, a sam przystanął za fotelem, w którym siedziała jego żona.
- Kochanie, jesteś już duża. Jutro kończysz dziesięć lat. Chcielibyśmy, żebyś zaczęła się uczyć w prawdziwej szkole - oczy dziewczynki powiększyły się, gdy usłyszała tą wiadomość. To prawda, chciała zacząć chodzić do szkoły z innymi dziewczynkami, ale to by oznaczało, że... - Dlatego chcemy, żebyś pojechała do szkoły.
- Pojechała? - wyjąkała. Nie chciała stąd wyjeżdżać. Abigail tu zostanie, ciocia i wujek tu zostaną... Nie chciała tam być sama.
- Tak, dziecko. Zawieziemy cię tam za dwa dni, będziesz mieszkać w domu z innymi dziewczynkami w twoim wieku, a my będziemy cię odwiedzać co jakiś czas.
- Ale...ale ja nie chcę tam jechać. Nie chcę zostać sama.
- Nie będziesz. Nie martw się, kochanie - zaczęła delikatnie ciocia.
- Spakujesz się jutro przed przyjęciem, bo wyjeżdżamy wcześnie rano. Bądź gotowa.
Ana przytaknęła, czując, że nie jest w stanie wykrztusić słowa. Znowu zostawiają ją samą. Machinalnie wyszła z pokoju, nie wracając jednak do Abigail. Małżeństwo patrzyło na nią z troską, jednak oboje byli pewni, że tak będzie dla niej najlepiej.
Ana otworzyła oczy i wstała z podłogi. Nie wiedziała, jak długo trwała w tej pozycji. Przeszła kilka kroków podchodząc do okna. Niebo było zachmurzone, więc nie mogła dostrzec gwiazd, a po jej lewej stronie zaczynało szarzeć. Ile jeszcze nocy spędzi bez zmrużenia oka? Jak długo będzie musiała stawiać czoła wspomnieniom?
*
Wyszła z domu kilka minut po wschodzie słońca. Świat był już oświetlony przyjemnym, ciepłym blaskiem, a na ulicach mieniło się kilka pamiątek po nocnej burzy.
Ana szła pewnie, wiedząc doskonale, gdzie musi skręcić. Miasto nie zmieniło się aż tak bardzo, a ona wyryła sobie tą drogę w pamięci.
Mijała kolejne, jeszcze zamknięte sklepy, otulając się ciaśniej szalem, który miała na sobie. Mimo ciepłej pory roku ranki bywały tu chłodne.
W końcu doszła do kawałka równo przystrzyżonej trawy rosnącej przed czarnym, stalowym ogrodzeniem. Na zielonych roślinach mieniły się krople rosy odbijając światło jak szkło.
Ostrożnie przeszła zabłoconą ścieżkę i podeszła pod bramę. Chwilę jeszcze się wahała, ale w końcu zebrała cała swoją odwagę i otworzyła ją. Jej oczom ukazał się straszny widok.
Przed nią rozciągały się setki, nie, tysiące nagrobków. Wszystkie lśniły jeszcze od nocnego deszczu. Powoli podeszła do najbliższego z nich. "Sylwia Trzeszczak". Jedna z jej koleżanek, rok od niej młodsza. Zawsze nosiła fioletowe sukienki, choć szczerze nienawidziła tego koloru.
Zginęła podczas bombardowania.
Damian Bareń. Syn piekarza. Nie znała go, ale codziennie widziała, jak chodził za ladą i  obsługiwał klientów.
Zginął podczas walk.
Odwróciła głowę, nie chcąc patrzeć na inne napisy. Jej oczy przysłoniły łzy, przez co nie widziała drogi. Jednak instynktownie podążyła w dobrym kierunku. Po kilku minutach wędrówki dotarła na miejsce. Niezliczoną ilość razy czytała już ten napis. "Carol i Felix Burnett. Pokój ich duszom"
"Cześć mamo. Cześć tato. Jestem. Wróciłam. Nawet nie wiecie, jakie mieliście szczęście. Zginęliście cztery lata przed największym piekłem, jakie widziała ta ziemia."
Pozwoliła łzom wymknąć się z jej oczu. Czuła ich ciepło na policzkach. Czuła ulgę.
Nagle poczuła delikatne dłonie na ramionach. Zadrżała. Ktoś za nią zaczął delikatnie pocierać nimi jej skórę przykrytą szalem, najwyraźniej próbując uchronić ją przed zimnem.
-Pozwól sobie pomóc-usłyszała szept przy swoim uchu. Alex.
*
Tam tam tara tam! Wróciłam! To chyba mój najdłuższy rozdział. Jestem z niego bardzo dumna. Wyszedł dokładnie tak, jak chciałam. A więc pozostają mi tylko dwie rzeczy: życzyc wam miłego czytania i (tradycyjnie :) ) poprosić o komentarze.

13 komentarzy:

  1. Mmmmmm....
    Powoli zaczynaszuchylać rąbka tajemnicy :3
    Pozdrawiam, Ludum/Skrzatb(zmieniłam nazwę)

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo melancholijny, wręcz smutny rozdział. Ty i Twoje opowiadanie posiadacie prawdziwy dar poruszania.
    Biedna dziewczyna... Strach przed samotnością dotyka chyba każdego człowieka, ponieważ samotność następuje nagle i niespodziewanie. Tak też stało się w przypadku bohaterki opowiadania. Ona sama przeżyła wiele, ale jej znajomym, rodzinie, nie do końca było dane to przejść.
    Cóż, wprawiłaś mnie w taki dziwny, otępiały nastrój. Co nie zmienia jednak faktu, że wciąż pragnę przeczytać więcej i więcej. Ale będę musiała poczekać... Tylko nie każ mi czekać zbyt długo ;) Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie martw się - rozdział pojawi się niedługo :) Dziękuję za takie miłe słowa - nie ukrywam, bardzo cenię sobie Twoją opinię i zawsze jestem jej ciekawa :) Jeszcze raz dziękuję :)

      Usuń
  3. Bardzo ci dziękuję za komentarze u mnie na blogu :) Cieszę się, że komuś podobają się moje prace i jest w stanie je zrozumieć. Moje teksty, jak zauważyłaś nie są ani łatwe, ani przyjemne. :)
    I tutaj przechodzę do twojego opowiadania; wybrałaś sobie bardzo trudny temat (już cię za to lubię!) i jak na razie wychodzisz z niego obronną ręką. Jest minimalistycznie, jest dość chłodno opisane, jednocześnie wszystkie emocje ładnie nakreślasz. Stworzyłaś dobry klimat.
    Objętość tekstu, moja osobista obsesja, jest troszkę mała, ale widzę, że coraz lepiej ci idzie, ale również mam wrażenie, że taka długość jest zamierzona?
    Czekam z niecierpliwością na nowy rozdział i zapraszam do siebie, będę starać się w miarę szybko dodawać nowe miniaturki ;)
    Pozdrawiam, Sky
    http://with-dissension.blog.pl/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. Będę dalej chętnie wchodzić na Twojego bloga, bo tak jak ja wybierasz sobie niełatwe tematy i muszę Ci powiedzieć, że dobrze sobie z nimi radzisz :)
      Tak, taka ilość tekstu jest zamierzona. No cóż, moja wena nie jest na zawołanie, a czasem, jak się uprze, to... ciężko idzie cokolwiek napisać :) Poza tym zawsze powtarzam-lepszy tekst krótki, ale dobry niż przeciągnięty do granic możliwości i śmiertelnie nudny :)

      Usuń
  4. Zdecydowanie łatwiej czytałoby się tekst, gdybyś robiła odstępy między np. opisami a dialogami, ale to jedyne moje zastrzeżenie :) Rzeczywiście bardzo melancholijny rozdział skłonił mnie, żeby czytać od początku. Pozdrawiam i na pewno jeszcze wpadnę z komentarzem :)
    www.mallory.blogujaca.pl

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki :) Twoja uwaga jest chyba pierwszą krytyczną na tym blogu. I dobrze, bo w końcu założyłam go po to, by dowiedzieć się, co ludzie myślą o moich tekstach i by się poprawić. Więc jeszcze raz dziękuję :)

      Usuń
    2. Ależ to nie była krytyka! Tylko takie moje małe spostrzeżenie! :) Pozdrawiam!
      www.mallory.blogujaca.pl

      Usuń
  5. Jeśli znajdziesz troszkę czasu, to zapraszam do mnie na nową miniaturkę :)

    Pozdrawiam i z niecierpliwością czekam na nowy rozdział (serio, wchodzę do ciebie codziennie ;D), Sky
    http://with-dissension.blog.pl/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zawsze chętnie wpadnę ;) Co do nowego rozdziału, to pracuję nad nim, ale wena ostatnio jest trochę kapryśna :) Ale mam nadzieję, że skończę za góra 3 dni, więc proszę o trochę cierpliwości :)

      Usuń
  6. Nastrój bardzo melancholijny, al chyba o to tutaj chodzi u Ciebie.
    Trochę tajemnicy odkryte, czekam na więcej :)


    http://umysl-czystszy-niz-lza.blogspot.com/
    Pojawił się nowy rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  7. Hmm właśnie po kolei przeczytałam wszystko, co było na blogu od tak z nudy.. Ciekawie napisałaś, chociaż ja nawet lubię długie wersje tekstów. Jednak w twoim przypadku nie są one potrzebne. Czekam na kolejny rozdział, bo chętnie poczytam, jak będę miała chwilę

    OdpowiedzUsuń
  8. Wielbię ten rozdział! Wciąga i poruszył mnie. No i nareszcie Alelelex. Jej! Dobra robota Księżniczko. :D

    OdpowiedzUsuń